31 paź 2011

wyjeżdżamy!

Już za 10dni! Weekend będzie tylko nasz. I to nie byle jaki weekend, bo spędzimy go w Muzeum Mercedesa w Stuttgarcie. Przed nami dłuuuga droga, mam nadzieję, że wszystko potoczy się przyjemnie i tak jak zaplanujemy. Przeglądam internetowe serwisy poświęcone temu miastu, ale liczę, że może ktoś z Was zna Stuttgart i zechce podzielić się tym, co warto tam zobaczyć? No i może po drodze w Niemczech warto wstąpić do jakiegoś wnętrzarskiego sklepu? Poradźcie mi coś, proszę.

Jutro pokażę Wam, jakiego uroczego Pumpkina udało nam się wczoraj wyciąć z J. z ogrooomnej dyni. Zabawa z wygrzebywaniem miąższu i wycinaniem mu buźki była przednia!

Pozdrawiam serdecznie i liczę na rady!

26 paź 2011

kolejne próby.

Wszędzie widzę dynie. Na ryneczku Pani zapraszająca do zakupów stoi ze skrzynką pełną okrągłych, wręcz pakujących się do rąk, pękatych dyń. Ta Pani nie wie, że na przednim siedzeniu mojego auta siedzą już dwie śliczne, intensywnie pomarańczowe kule. Skusiłam się. Właściwie nie mam zielonego pojęcia, jak się zabrać za dyniowe wypieki. Od kilku dni przeglądam przepisy, wertuję książki i podczytuję kulinarne blogi. Dynie. Są trochę jak gruszki, których się bałam i nigdy nie lubiłam - nieodkryte i obiecujące niezapomniany smak. Spróbuję, bo dlaczegóż by nie? Przecież trochę już wiem, próbowałam różnych rzeczy. Oswoję dynie, bo są tak urzekające, że aż proszą się aby coś z nich przyrządzić. I ten kolor! Moje są bardzo mocno pomarańczowe - prześliczne!



W końcu nie tylko księżniczki w bajkach mają dyniowe karoce - teraz dziewczyny zapraszają dynie do swoich kuchni.
Więc... nadchodzę! Z kolejnymi kulinarnymi próbami. Dam znać co z tego wyszło i na co się w końcu zdecydowałam. A może macie pomysł na jakieś wyjątkowo pyszne, warte polecenia i urzekające COŚ z dyni?

A jeśli chodzi o bardziej babskie sprawy... Jakiś czas temu kupiłam jesienny wisiorek. I noszę go, i noszę bo zdaje mi się szczególnie uroczy - właśnie teraz.



Pozdrawiam Was jesiennie,
Agnieszka.

25 paź 2011

ciepło i przytulnie.

Zawsze kiedy za oknem robi się mgliście, zimno i wieje wiatr, wyciągam wszelkie możliwe koce, poduchy i inne przyjemne przedmioty, które umilą mi jesienne dni. Obowiązkowo z kubkiem cynamonowej herbaty w dłoni. Zmieniam nastawienie do świata na bardziej melancholijne i próbuję zwalniać tempo. W tym roku ilość zadań, które mam do wykonania absolutnie nie pozwala na jakiekolwiek przystanki. Praca inżynierska groźnie łypie na mnie stosem ankiet do zrobienia, w pracy trochę nerwowo oczekujemy zmian, a warszawskie trenowanie znowu stało się bardzo realne - bardziej niż kiedykolwiek. To właśnie teraz wpuszczam Toffiego pod kołdrę i pozwalam mu wtulać się w moje stopy. Nie wiem, które z nas jest z tego powodu bardziej szczęśliwe - czy on pakujący się na łóżko, do którego zazwyczaj nie wolno mu wchodzić, czy ja przytulona do ciepłego futrzatego ciałka...



Mimo wszystko znajduję czas, aby używając Plannera na stronie IKEI, wirtualnie meblować "naszą" kuchnię dobierając odpowiednie szafki, piekarnik czy wymarzony zlew. Niesamowita zabawa! Szczerze mówiąc to dość trudne i trzeba trochę się pomęczyć, aby wszystko znalazło swoje miejsce a przy tym fajnie współgrało z całością. Ale czego się nie robi, aby spełnić swoje marzenia?
Robię sobie listę wymarzonych rzeczy "must have". Jeśli uda mi się to jakoś wszystko złożyć, pokażę Wam o jakich wnętrzarskich dodatkach marzę. A trochę tego jest.





Pozdrawiam Was ciepło,
Agnieszka.

12 paź 2011

szybki post DIY.

Wiecie co lubię bardziej niż dostawanie prezentów? Wręczanie ich komuś! A jeśli jeszcze mam czas i możliwości, żeby prezent był zapakowany mocno 'handmadeowo' to już w ogóle pełnia szczęścia.
Wczoraj pakowałam prezent na urodziny mojego J. Opakowany został tradycyjnie już w moje ukochane szarości i beże.





Serduszka ulepiłam po kolei z masy solnej ( 1 część mąki pszennej, 1 część mąki ziemniaczanej, 1 część soli, 1 część wody, 2 łyżki oleju ), wypiekłam w 150*C i pomalowałam lakierem do paznokci. Potem przywiązałam do pudełka i voila - gotowe!

I jeszcze raz: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! ( bo mam nadzieję, że to przeczytasz ).

Wszystkim życzę słonecznego dnia!
Pozdrawiam, Agnieszka.

6 paź 2011

tej jesieni...

Tej jesieni trochę się zmienia. Po raz pierwszy będę wkopywała cebule tulipanów. Po raz pierwszy muszę przyciąć krzewy. Po raz pierwszy mówię o Ogrodzie myśląc: mój. Nie jest mój tak naprawdę, właściwie nie powinnam chyba tak myśleć. Ale spędzając tam tyle czasu tego lata zostawiam w nim na jesień i zimę ogromny kawał samej siebie. Tej jesieni oswajam GRUSZKI.



Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego ich tak nie lubiłam. Chyba trochę z przekory, może trochę się uparłam? Zawsze mówiłam, że gruszka to jedyny owoc, którego nie jem, bo go nie znoszę. Po kilku latach wymyślonej nienawiści postanowiłam, że zacznę gruszki jeść. I zaczęłam. Nie od jedzenia, ale od oswajania ich najpierw na fotografiach.





Po kilku ujęciach stwierdziłam, że są wyjątkowo fotogeniczne - mają różne kształty, niesamowitą paletę barw, plamy, kropki. I są takie trochę... rustykalne? Mają w sobie czar czegoś z dawnych lat. Nie potrafię tego nazwać, ale ich urok jest bezapelacyjny.
Parę dni temu zaczęłam od muffinek. Wyszły smaczne - mokre, o intensywnym smaku, podkreślone imbirem. Ale to nie było to. Postanowiłam upiec jakieś ciasto. Coś w typie tarty... I tak oto powstała budyniowa tarta gruszkowa.



Aby upiec taką tartę potrzebujemy:
1/2kg mąki
3/4 szklanki cukru
kostkę masła ( 250g ), dość zimną
1 łyżeczkę proszku do pieczenia
opakowanie cukru waniliowego
2 jajka
opakowanie niesłodzonego budyniu waniliowego
3 duże gruszki

Wszystkie składniki zagniatamy. 1/3 ciasta pakujemy w foliowy woreczek i wkładamy do zamrażalnika. Pozostałą część wykładamy na, wysmarowaną masłem i posypaną bułką tartą, ceramicznę formę do pieczenia tarty o średnicy 30cm. Gotujemy budyń w sposób podany na opakowaniu i jeszcze gorący wylewamy na ciasto. Obrane gruszki kroimy w plastry i układamy na budyniu. Zmrożoną część ciasta ścieramy na tarce bezpośrednio na gruszki. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180*C, ok 45min. Ciepła tarta jest przepyszna, ale budyń się lekko rozlewa. Dlatego jeśli chcemy kroić ładne, równe kawałki trzeba odczekać do ostygnięcia.



To ciasto przekonało mnie do gruszek. Nauczyło też, że ich kupowanie nie jest taką banalną sprawą. Gruszki kupowałam 2 razy. Pierwsze były śliczne, drobne i jasnozielone. Jednak nie sprawdziłam ważnej rzeczy - zapachu. Po przekrojeniu ( były twarde ) spróbowałam jednej i W OGÓLE nie smakowała gruszką. Gruszki przy zakupie trzeba dotykać i wąchać - muszą mocno pachnieć i być niezbyt twarde. Tylko takie mocno aromatyczne nadają ciastu smak, jakiego oczekiwałam.

Mam w planach kolejne eksperymenty kulinarne. Najpierw jednak pokażę Wam, co jakiś czas temu wymyśliłam i zrobiłam. W końcu to działanie napędza kolejne pomysły.

Tej jesieni nie mogłabym wyobrazić sobie lepszej.

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Agnieszka.

3 paź 2011

jesienne ciasto. / wyniki CANDY.

Dziś zacznę od wyników, bo zapewne osoby, które stanęły w kolejce po słodkiego cupcake'a czekają na rozstrzygnięcie konkursu.
W zasadach zabawy prosiłam, aby umieścić informację o zabawie na swoim blogu. Wybrałam książkę, która wydała mi się ciekawa, weszłam na bloga autorki recenzji i... nie ma nawet drobnego wpisu, że zabawa odbywa się na moim blogu. Niestety zasady są zasadami i sprawdzam, czy mój wybór jest trafny.
Szczerze mówiąc miałam kilka typów, ale niestety niektóre odpadły z powodu niezaznaczenia informacji o candy u mnie.
Tym samym chciałam ogłosić, że zabawę wygrywa... Espresso! Po książkę zamierzam sięgnąć i dam Ci znać, jak mi się podobała. Poproszę o przesłanie danych do wysyłki nagrody na mojego maila: agafleischer@gmail.com . A wszystkich zapraszam na kolejną zabawę, która zapewne odbędzie się znowu za jakiś czas.

Są takie ciasta, które piekę kilka lub nawet kilkanaście razy pod rząd. Są przyjemne do przygotowania, ZAWSZE się udają i smakują każdemu. Uwielbiam miny ludzi, którzy dostając po raz pierwszy kawałek tego ciasta na talerzyku, słyszą z czego je robię. Ciasto marchewkowe to poezja smaku - marchewka, orzechy i śmietankowy krem. Musicie je upiec, bo jest zwyczajnie WSPANIAŁE.



Do upieczenia tego ciasta potrzebne będą:
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka cynamonu
0,5 łyżeczki soli
1 szklanka cukru
2/3 szklanki oleju
3 jajka
1,5 szklanki marchwi startej na grubych oczkach
1 opakowanie ( 16g) cukru waniliowego
1,5 szklanki orzechów włoskich

Jajka, cukier i cukier waniliowy ubijamy. Dodajemy mąkę z proszkiem do pieczenia, solą, sodą i cynamonem. Miksujemy. Dodajemy olej i porządnie rozmiksowujemy.
Dodajemy marchew i 3/4 szklanki orzechów. Orzechy można siekać lub rozbić. Polecam szczególnie ten drugi sposób, bo jest szybki i prosty. Orzechy wkładam do woreczka foliowego, taki woreczek pakuję w drugi woreczek i tłuczkiem do mięsa rozbijam drobno orzechy. Nie można przesadzić, żeby to nie był taki orzechowy pył - muszą to być drobne, jakby posiekane kawałki. Całą masę trzeba dokładnie rozmieszać i przelać w okrągłą formę, wysmarowaną masłem i posypaną bułką tartą, o średnicy ok 22cm. Wkładamy do nagrzanego do 180*C piekarnika i pieczemy ok 1godz. Po ostygnięciu ciasta ścinamy górę na wysokości ok 1/3 ( patrząc od dołu ) żeby powstała taka "czapa".



Na polewę potrzebujemy:
4 łyżki masła w temp. pokojowej
1,5 szklanki cukru pudru
250g serka śmietankowego ( ja kupuję taki pakowany w papierek i w folię )
1 opakowanie (16g) cukru waniliowego

Wszystko rozmiksowujemy razem na gęstą masę. Połową przekładamy ciasto, a drugą połową smarujemy górę i posypujemy pozostałą częścią orzechów ( również rozdrobnionych ).
Ciasto można włożyć na ok. 1godz. do lodówki aby krem trochę stężał, ale nie jest to konieczne.



Kroimy wieeeelkie kawały i zajadamy ze smakiem. Smacznego!

A już niedługo opowiem Wam o moim romansie z pewnym... owocem. Długo nie mogłam się do niego przekonać. Czas to zmienić. Zgadniecie cóż to takiego?

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.