30 lis 2011

wooly day.

Za oknem słońce świeci zdecydowanie inaczej niż latem. Światło jest cieplejsze i jest go zdecydowanie mniej. Ma w sobie jednak pewien nietypowy dla lata czar - wszystko wydaje się być bardziej miękkie i bardziej przytulne. Tę przyjemną cechę można dodatkowo spotęgować. Osobiście staram się otaczać dużą ilością dzianiny - noszę już grube swetry, chowam zmarznięte stopy w wełniane skarpetki, a wnętrza ozdabiam dzianinowymi poduchami. Mam to szczęście, że moja Mama ma ogromną cierpliwość i talent - robi prześliczne podusie, które wzbudzają zazdrość i włączają myślenie "też taką chcę!". Towar jest iście deficytowy, ale dzięki temu wyjątkowy - mam niepowtarzalną ozdobę, której nie ma nikt inny.





Wczoraj wpadłam na pewien pomysł, muszę tylko dokupić kilka kolorów wełny i to co już pomału zaczęłam tworzyć niedługo ujrzy światło dzienne. Myślę, że pomysł może być ciekawy do wykorzystania, dlatego już wkrótce krok po kroku pokażę, do czego wykorzystuję...



...pomponiki!

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

24 lis 2011

tysiąc osiemset.

Tyle kilometrów przejechaliśmy z J. jadąc do Stuttgartu i w drugą stronę. Do celu poprowadził nas wydruk drogi z Google Maps (polecam!). Powrót do domu był trochę gorszy... Pogubił nas jakże niezawodny GPS i po godzinnej ciszy spowodowanej ostrą wymianą zdań chwilę wcześniej, mój Towarzysz nieśmiało stwierdził, że chyba ustawiłam w nawigacji drogę "zwiedzanie". Przyznać trzeba, że straciliśmy dobrą godzinę jeżdżąc po małych wioskach na południu Niemiec. Ale ogromnym plusem jest fakt, że tereny są tam naprawdę niesamowite. Trafiliśmy na cudownie słoneczne i przepiękne dni, a małe skupiska domów oddalone od siebie o niespełna kilometr między jedną a drugą wioską całkowicie skradły moje serce. Pomimo drobnego naburmuszenia ostrożnie wymienialiśmy ochy i achy nad kolejnymi widokami. Autostrady są bardzo szybkie, ale monotonne. Dlatego pomimo, dłuższej niż pierwsza, drogi byłam zadowolona i szczęśliwa, że przyczyniłam się do spełnienia chłopięcego marzenia mojego Ukochanego.
Jeśli chodzi o sam Stuttgart, to bardzo industrialne i niesamowicie rozwinięte miasto. Pojechaliśmy samochodem, ale w mieście poruszaliśmy się szybką kolejką - S-Bahn. Przyjemna i szybka podróż z miejskimi widokami za oknem. Muzeum... Robi NIESAMOWITE wrażenie. Nie jestem fanką motoryzacji w stopniu większym niż zwyczajny. Jeżdżę swoim autem, staram się o nie dbać, ale nie można powiedzieć że to moja szczególna pasja. Jednakże takie miejsce robi wrażenie. Na każdym. Wszystko co się tam znajduje jest wyczyszczone i wypolerowane do granic możliwości. I aż prosi: zrób mi zdjęcie! No więc robiłam, pstrykałam, starałam się złapać wszystko. Pokażę tylko kilka zdjęć, bo mam ich dobre parę setek.









Stuttgart jest stolicą motoryzacji. Oprócz muzeum, które było naszym celem odwiedziliśmy jeszcze jedno, bo J. mnie namówił: skoro jesteśmy to powinniśmy i tam zajrzeć. I zajrzeliśmy - Muzeum Porsche to nasz drugi cel.





Co robił Volkswagen w tym muzeum? Nie pamiętam, albo po prostu nie zarejestrowałam - dużo wrażeń jak na jeden raz i motoryzacyjny zawrót głowy wywołuje zaniki pamięci. Też błyszczał, że aż miło!





Wróciliśmy w niedzielę wieczorem, a poniedziałek o 6:25 miałam pociąg do Warszawy. Wróciłam wczoraj o 20 i nie wiem jak się nazywam, bo prowadziliśmy we dwoje z kolegą szkolenie dla prawie 90 osób. Z każdym indywidualne ćwiczenia, z każdym analiza postępów i egzamin. 10 dni. Mam nadzieję, że już wkrótce owocnych.



Pozdrawiam Was serdecznie i cieszę się, że już jestem.
Agnieszka

7 lis 2011

Czasami urywam zdanie wpół słowa. Zastanawiam się, co powinnam napisać, żeby ktoś chciał to przeczytać. Czasami zaczynam notkę po kilka razy, bo z każdą próbą wydaje mi się, że nic więcej nie mam do powiedzenia. A potem nagle piszę i słowa same układają się w zdania mające jakiś sens.



Ostatnio jestem chaotyczna. Zaczynam coś, żeby zaraz to zostawić i zająć się czymś innym. Czasami tak już mam, że codzienne nakręcenie ulega zmęczeniu i rzeczy które mogłabym już dawno dokończyć odkładam na wieczne „na później”. Kiedy człowiek ma wolny wtorek, a później maszeruje do pracy w środę, w czwartek znowu ma wolne, a później idzie do pracy w piątek, sobotę i niedzielę, to gubi się w rzeczywistości. Stwierdzam, że tryb pracy jaki wykonuję, czyli „nie po kolei” sprawia, że zupełnie przestawia mi się system organizowania siebie i swojego czasu wolnego. Raz na rano, raz na popołudnie. Wychodzę do pracy, później z niej wracam i już jest ciemno. To jest coś czego w jesieni i przestawianiu czasu nie lubię. Rano jest ciemno, wieczorem znowu to samo. Zdjęciowych inspiracji nazbierała się całkiem spora garstka i leżą. I czekają. A ja planuję i nie umiem się spiąć. Rano odsypiam, wieczorem zalegam pod kocem z herbatą i tak przez palce uciekają mi kolejne dni. Na szczęście do piątku już nie tak daleko i w końcu będę mogła na nowo się pozytywnie nastroić i może nawet uda mi się zorganizować? Pomału planuję co jest „absolutnie konieczne” do zabrania do Stuttgartu, a czego „mieć właściwie nie muszę, ale możnaby wziąć ze sobą”. Lubię takie wyjazdy. Lubię kiedy mamy czas tylko dla siebie, we dwoje. I czekam na to, bo to już czas – obydwoje potrzebujemy wytchnienia.





Po Stuttgarcie to się dopiero zacznie karuzela... Ale póki co o tym nie myślę. Czekam z utęsknieniem na następny weekend!

Pozdrawiam Was serdecznie,
Agnieszka.

PS. Dyniowo trochę zaszalałam, ale nie było jak zrobić zdjęć. Puree dyniowe mam w zapasie, więc jeśli znowu coś upiekę, to pokażę na pewno. Obiecuję!