20 sie 2014

"Już nie mogę się doczekać!"

My też! Widzimy się w lutym. To tyyyyle czasu i tylko tyle.

































Pozdrawiam,
Agnieszka.

15 sie 2014

kay bojesen.

Kiedy w połowie lipca pojawiły się u mnie Dziewczyny na BGP zadałam pytanie, co kupiłyby sobie z przedmiotów uznawanych za designerskie, gdyby nie musiały myśleć o ich cenie. Kiedy przyszła moja kolej na wyznanie, bez zastanowienia powiedziałam: drewniana małpka Bojesen'a. Uznałam, że to tak odległa przyszłość i na tyle kosztowny gadżet, że spełnienie tego marzenia nie pójdzie tym razem tak gładko. Zdarza mi się, że kiedy o czymś pomyślę, trafiam na to i już nie puszczam. Jednak małpka była poza zasięgiem.
Aż do poniedziałku.































Moi Rodzice wrócili z tygodniowego wypadu na Bornholm. Kiedy Mama zobaczyła w jednym ze sklepów na wyspie małpkę, powiedziała Tacie, że chciałaby ją kupić. Tata pokiwał ze zrozumieniem głową i powiedział: "Kup!" Niesamowici są, prawda? Mama chciałaby, żeby małpka przypominała mi wyjątkowy czas. I na pewno będzie!
W poniedziałek małpeczka zamieszkała u nas. Przenoszę ją z miejsca na miejsce, pamiętając o tym, żeby była wysoko. Figulina łypie na nią z daleka i tylko czeka, kiedy będzie w zasięgu jej łapek i zębów.


































Oczywiście zawsze trzeba mieć marzenia i to nie tak, że teraz już o niczym nie marzę, o nie! Kolejny punkt na mojej liście MUST HAVE to biały Plastic Armchair Eamsów na drewnianych nóżkach. Na szczęście mieszkanie mamy spore, więc miejsce na taki mebel zdecydowanie mamy.
































A Wy? Co byście chcieli przynieść do swoich domów, gdyby cena nie grała roli? Jakie jest Wasze designerskie marzenie, ale taki jedno naj naj?

Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka.

11 sie 2014

z dzieciństwa w dorosłość.

Kiedy nauczyłam się czytać, zaczęłam książki dosłownie pochłaniać. Najpierw rodzice kupowali mi nowe egzemplarze, ale kiedy jedna książka starczała na kilka dni, Mama stwierdziła, że czas zapisać mnie do biblioteki. Pani Bibliotekarka zaprowadziła mnie do działu dla najmłodszych dzieci, w którym książki "do prawdziwego czytania" stanowiły niewielki procent. Szybko skończył mi się materiał czytelniczy. Przeskoczyłam o poziom wiekowy wyżej, żeby w ciągu kilku miesięcy przeczytać wszystko, co miała mi do zaoferowania osiedlowa biblioteka. Zaczęłam czytać lektury obowiązkowe i dodatkowe. Uwielbiałam siadać na łóżku pod kołdrą i zatapiać się w historiach, które sama chciałabym przeżyć. Rodzice nie raz gonili mnie do spania, bo potrafiłam nad książką spędzić wiele godzin, czasami do późnej nocy.































Uwielbiałam książki, które jako mała dziewczynka czytała moja Mama - historie Misia Paddingtona, "Pamiętnik Czarnego Noska", czy "Karolcię" i historię jej zaczarowanego koralika - ach jakże chciałam znaleźć taki koralik! Historię o "Zajączku z rozbitego lusterka" czytała mi Mama. Ostatnio znalazłam wydanie z 1983r na Targu Staroci i za złotóweczkę wróćiło ze mną do domu
































Jednak najukochańsza książką wszechczasów do której wracam bardzo często - ostatnio kilka dni temu - są... "Dzieci z Bullerbyn". Przygody tych dzieciaków bawią mnie do dziś i chętnie sięgam po tę książkę od wielu wielu lat. Kiedyś myślałam nawet, że wybiorę któreś z imion bohaterów dla swoich dzieci, ale to byłaby chyba zbyt wielka fanaberia.































Ciekawa jestem czy Wy też czytacie książki ze swojego dzieciństwa. A jeśli tak, to jakie?

Mi marzy się ostatnio kupienie całej kolekcji Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz - kto wie, moze teraz będę miała czas, żeby wrócić do szalonej rodziny Borejków...?

Pozdrawiam Was trochę sentymentalnie,
Agnieszka.