15 lut 2017

dokąd się spieszysz?

Rozszerzanie diety przy drugim dziecku obarczone jest zdecydowanie mniejszym ładunkiem stresu i nerwowości niż za pierwszy razem.

Pamiętam jak przy T. tak bardzo chciałam dać mu już coś innego, niż mleko. Jak bardzo ekscytowałam się faktem, że oto będziemy JEŚĆ a nie tylko pić. Że moje dziecko usiadło, a ja mogę podać mu ugotowane na parze kawałki marchewki i obserwować z jakim apetytem będzie je jadło.

A teraz? Teraz miałam ochotę krzyczeć: "STOP! Jeszcze nie teraz, jeszcze nie chcę! Niech mój dzidziuś jeszcze choć przez chwilę będzie maleńkim dzidziusiem!" Może trochę z egoistycznych pobudek (ach, będę tęskniła za tym słodkim czasem, kiedy miałam w domu Maluszka), a może po prostu dorosłam do czegoś , o czym Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i Polskie Towarzystwo Gastroenterologii Hepatologii i Żywienia Dzieci trąbi od dawna - "zdrowe dziecko zdrowej matki może być karmione wyłącznie piersią do 6msca życia". Wyłącznie w tym przypadku oznacza: bez podawania wody, herbaty rumiankowej/koperkowej, kukurydzianych chrupek, kaszek czy słoiczków.


Tym razem oprócz własnego doświadczenia przeczytałam kilka artykułów i rozmawiałam z osobami, które w temacie żywienia dzieci i niemowląt mają dużą wiedzę i doświadczenie.
Jest kilka ważnych aspektów, o których należy pamiętać na początku drogi z jedzeniem "konkretów". Pamiętajcie proszę, że swoje doświadczenia opieram na rozszerzaniu diety dzieci, które karmię swoim własnym mlekiem - nie mlekiem modyfikowanym. Tutaj nie mam takiej wiedzy, przynajmniej nie jeśli chodzi o maluszki do roczku.

Nie chciałabym wprowadzić zamętu. Dlatego też mój post dotyczy maluszków "piersiowych", którym zaczynamy rozszerzać dietę.

Przede wszystkim: rozszerzanie diety nie polega na tym, aby rezygnować z kolejnych posiłków mlecznych na rzecz tych, które przygotujemy. Przynajmniej nie na początku. Od kilku dni staram się przygotowywać małą porcyjkę gotowanej marchewki, jabłka czy banana i podaję je Młodszemu w niewielkich ilościach.
Obserwuję jego reakcje. Jeśli chwyta za łyżeczkę i wkłada ją sobie do buzi oblizując - podaję kolejną. Jeśli zaczyna "dmuchać" w łyżeczkę a co za tym idzie - wypluwa to co ma w buzi - rezygnuję z następnej. Czasami jest to 10 łyżeczek a czasami 2. Pamiętajcie, żeby się tym nie frustrować. Te pierwsze posiłki nie służą zaspokojeniu głodu. Świetnie, jeśli Maluch ma ochotę próbować tego, co mu podajemy. Ale jeśli nie - nic się nie dzieje. Czasami trzeba kilku-kilkunastu prób, alby dziecko przekonało się do konkretnego smaku. Pamiętajcie, że było do tej pory karmione mlekiem mamy, które swój smak zmienia, owszem, ale nadal jest mlekiem. A tutaj podajemy coś kompletnie innego. Czasami trzeba czasu, żeby posmakowało. U nas od kilku dni panoszy się choróbsko, obserwuję więc wzmożoną niechęć do łyżeczki - wygląda na to, że J. kojarzy ją jako coś, na czym podaję mu lekarstwa. Ale nie zniechęcam się. Dzisiaj np. nabierałam mus marchewkowo-jabłkowy... kukurydzianą chrupką. I w taki sposób trochę zjadł. Pamiętajcie, że choroby/infekcje są stanem dyskomfortu dla Maluszka i często powodują brak apetytu. Jeśli przydarzą się tak jak nam - w momencie wprowadzania nowych smaków - mogą powodować mylny obraz zainteresowania dziecka jedzeniem. Dajcie sobie chwilę i... spróbujcie za jakiś czas.

Druga kwestia: BLW. Pisałam już kiedyś, że nie stosuję stricte BLW. Czyli generalnie nie stosuję BLW patrząc na to bardziej kategorycznie. BLW to wyłączne podawanie jedzenia dziecku w dostosowanych wielkościowo kawałeczkach i pozwalanie mu na próbowanie tego, co podajemy, samodzielnie. Zarówno w przypadku Starszego jak i Młodszego stosuję - jak to sobie nazywam - metodę mieszaną. Część posiłków podaję na łyżeczce, część - do rączki. Opieram ten wybór na własnym wyczuciu i doświadczeniu. Nie chcę Wam pisać, jak powinno się robić. To, moim zdaniem, kwestia intuicji. Ja wybrałam taki sposób.

Trzecia kwestia: aspekt dietetyczny. kiedy zapytałam Was pod jednym ze zdjęć na moim instagramie, jak i kiedy rozszerzacie dietę, dostałam wiele odpowiedzi. Pisałyście o zaleceniach pediatrów, aby gluten wprowadzić już po 4tym miesiącu. Bo wtedy mamy do czynienia z "oknem glutenowym". Nie słyszałam o tym wcześniej, bo nasza pediatra nie wspominała mi o czymś takim kiedy T. był malutki. Zagłębiłam więc temat i u Hafija.pl znalazłam odpowiedź na swoje wątpliwości: "O ile mama  zamierza karmić piersią dziecko dłużej niż 6 msc. to może spokojnie odłożyć wprowadzenie glutenu na czas po 6 miesiącu życia, szczególnie, że karmienie wyłączne piersią przez pierwsze sześć miesięcy życia ma ogromny wpływ na kształtowanie się systemu immunologicznego oraz na rozwój prawidłowych odpowiedzi immunologicznych w przyszłości i inne korzyści, a więc wprowadzenie pokarmów takich jak kaszka manna przed tym okresem nie jest konieczne i korzystne o ile po ukończeniu 6 miesiąca życia dziecka nadal mamy zamiar je karmić piersią przynajmniej przez okres conajmniej dwóch – trzech miesięcy." I to wyjaśnia, dlaczego wcześniej o tym nie słyszałam. Karmiłam dłużej, niż 6 miesięcy.



Czwarta kwestia: słoiczki, czy gotowanie w domu? Gotowych słoiczków nie traktuję jako czegoś złego. Producenci żywności dla niemowląt muszą przestrzegać rygorystycznych norm. Uważam więc, że jeśli naprawdę nie miałabym możliwości przygotowania posiłku dla Malucha samodzielnie, podanie słoiczka nie jest żadną tragedią. Mam do tego luźny stosunek. W domu gotuję już drugi rok w niezastąpionym BabyCooku. Nie ograniczyłam jego używania tylko i wyłącznie do początków kulinarnej przygody z Chłopcami. Używam go na co dzień. Gotuję w nim warzywa na parze, miksuję koktajle i przygotowuję ciasto na przeróżne placuszki. BabyCook był z nami na wakacjach, jeździł z nami na krótkie wypady na działkę - uważam, że jest niezastąpiony. Tutaj jednak istotna kwestia: nie miksuję ugotowanych warzyw na zupełnie gładką, jednolitą papkę. Zostawiam niewielkie grudki, żeby przyzwyczajać J. do różnych konsystencji. Zapytacie o odruch wymiotny. Przy ostatniej wizycie u logopedy spytałam z czego on wynika. Otóż u noworodków i młodszych niemowląt umiejscowiony jest na języku, ale nieco bliżej niż u osób dorosłych. Wraz z dojrzewaniem odruch wymiotny przesuwany jest wgłąb jamy ustnej, na tył języka. Dzięki temu dziecko uczy się przyjmować stałe pokarmy. Zauważcie, że malutkie dzieci, na początku rozszerzania diety - wypychają językiem stałe pokarmy. To naturalny odruch (tzw. odruch wypychania) chroniący je przed zakrztuszeniem, kiedy nie są gotowe na ich spożywanie. U zdrowych, silnych niemowląt urodzonych o czasie zanika on ok. 6 m-ca życia, czyli właśnie wtedy, gdy dziecko staje się gotowe na rozszerzenie diety.

UWAGA: Warto zwracać baczną uwagę na reakcję dzieci przy podawaniu stałych pokarmów, bo jeśli silny odruch wymiotny uniemożliwia jedzenie kawałków jedzenia starszym dzieciom, może to wskazywać na problemy z integracją sensoryczną. Bądźmy czujne i korzystajmy z możliwości jakie mamy - konsultujmy dzieciaki u różnych osób: u pediatry, logopedy czy neurologa!


Kolejna sprawa: sprzęty pomocne przy rozszerzaniu diety i umilające nam, Mamom, ogarnianie tego całego szaleństwa. Umówmy się: podczas rozszerzania diety, przez dobre kilka miesięcy mamy w kuchni niezły bajzel. U nas sprawę nieco ułatwia posiadanie psa - śmieję się, że Figa krąży wokół stołu niczym hiena i tylko czeka, aż J. wyrzuci coś na podłogę. Do jedzenia na podłodze jestem w stanie się przyzwyczaić. To, w perspektywie czasu, trwa tak krótko, że szybko się o tym zapomina. Zawsze jednak szkoda mi było ubranek, które T. brudził na potęgę i czasami nie udawało mi się sprać  powstałych na nich plam. Tym razem postawiłam na śliniaki-fartuszki. Zecydowanie lepiej chronią bodziaki Młodszego. Miseczki i talerzyki? Zamieniłam melaminowe na te w formie maty z EZPZ. Przysysają się do stołu i dziecko w euforii jedzenia nie rzuca talerzem na podłogę. Uff! Mniej bałaganu, więcej frajdy! Na zdjęciu są dwa talerzyki z przegródkami i dwie miseczki. Jeden z talerzyków i jedną miseczkę mamy już półtora roku. Zgadniecie które? No właśnie - wszystkie wyglądają jak nowe. A używamy ich codziennie - niestraszny im sos do spaghetti (inne silikonowe elementy, np śliniak-kieszonkę czy smoczki do butelek, pomidorowy sos zafarbował na pomarańczowo...) i mycie w zmywarce. Naprawdę je polecam - Młodszy już ma swój komplecik.
Łyżeczki Spuni to ciekawa alternatywa dla zwykłych łyżeczek, którymi na początku podawałam jedzenie T. Mają odpowiednią dla ręki rodzica długość i ciekawie zaprojektowaną końcówkę. Nabrane jedzenie nie "wpada" do zagłębienia jak w standardowej łyżeczce. Ułatwia to "uruchomienie" górnej wargi niemowlęcia, które powinno samodzielnie ściągać ustami jedzenie z łyżeczki. Kształt tych od Spuni nieco przypomina miniaturową "tackę". Częstym błędem rodziców przy karmieniu sztućcami jest ocieranie łyżeczki o wargi malucha. Jeśli będziemy tak robić, w przyszłości mały Człowiek może mieć trudności z prawidłowym mówieniem. Zwróćcie uwagę,w jaki sposób my, dorośli, posługujemy się łyżką. Nie ocieramy nią o usta, a zsuwamy jedzenie wargami. Tego właśnie powinniśmy uczyć nasze dzieci.



Okołodzieciowe tematy to mój konik. Jestem mamą dwóch Chłopców, więc dziecięce kwestie są dla mnie jednymi z ciekawszych na chwilę obecną. Tak też widzę ten wpis - jest dla mnie czymś, o czym lubię rozmawiać. Potraktujcie go proszę bardziej jak rozmowę z przyjaciółką, która po prostu chce podzielić się z Wami swoim doświadczeniem. Nie jestem lekarzem ani specjalistą. Po prostu jestem mamą.

Planuję jeszcze drugą część tego wpisu. Z konkretnymi przykładami naszych dań, smakołyków itp. Mam nadzieję, że niebawem uda mi się go przygotować.

Pozdrawiam Was ciepło z chorobowego zagłębia (2x inhalacje, 1x antybiotyk, ehhh...),
Agnieszka

BabyCook Beaba - TU
Maty EZPZ - TU
Śliniaki-fartuszki - TU
Łyżeczki Spuni - TU